czwartek, 14 września 2017

OPOWIADANIE PRZENIESIONE!

Cześć, moi Drodzy!

Chciałabym poinformować, że ff przenoszę na wattpada. http://my.w.tt/UiNb/FJBTDGQmuG

Mail jest dalej taki sam, Was zapraszam tam do czytania dalszych rozdziałów, które pojawią się wkrótce, najpierw krok po kroku będę tam uzupełniać wszystkie rozdziały. Dziękuję za liczne wyświetlenia tego bloga, teraz zapraszam tam! Tutaj nowych rozdziałów już nie będzie.

sobota, 17 czerwca 2017

Rozdział 14

                Uczucie niepewności towarzyszy mi do samych drzwi; w środku budynku znajduje się Tom z chłopakami. Nie wiem, czy dobrze robię, idąc tu, ale muszę się jakoś oderwać od tego wszystkiego. Muszę wrócić do życia, już za długo ukazywałam swoją słabość. Nie jestem do tego przyzwyczajona, zresztą oni tak samo. Widzę to po ich minach, gdy wchodzę do środka. Pierwszego zauważam Jasona; chyba się tu mnie nie spodziewał. Michael za to patrzy na mnie spod ukosa, jakby nie wierząc, że ja to ja. Rzeczywiście, jakiś czas się tu nie pokazywałam. Nie wiedziałam, że jestem w stanie tyle wytrzymać bez imprez oraz używek. Rozglądam się wokół, poszukując Toma. Nagle jego ręce znajdują się na moich biodrach; wzdrygam się, nie czuję się komfortowo. Chyba wyczuwa moją zmianę nastroju, ponieważ okrąża mnie, staje przede mną i zamyka w niedźwiedzim uścisku.
- Ładnie wyglądasz – mówi.
Ubrałam się nijak; narzuciłam czarny kardigan na zwykłą, białą bluzkę, mam na sobie mom jeansy i tomsy. Nie chciało mi się nawet nakładać makijażu, więc przychodzę bez niego. Obawiałam się także, że zacznę płakać, a to spowodowałoby katastrofę związaną z rozmazanym makijażem. Ubiorem bardzo odróżniam się od reszty dziewczyn. Każda z nich jest ubrana w obcisłe ubrania, podkreślające wszystkie atuty; na twarzy mają więcej kosmetyków, niż ja mam w kosmetyczce. Ale nie obchodzi mnie to; jedyną osobą, której zwracałam na to uwagę, była Claire. No właśnie, była. Nie mam zamiaru zastępować jej kimś innym.
                Kiwam mu więc głową na znak, że słyszę i przyjmuję komplement. Idę do reszty i z każdym witam się po kolei. Zajmujemy ten sam stolik, co zawsze. Dziwnie, że siedzimy tu w czwórkę, a nie szóstkę. Nie brakuje mi Ryana. Mimo że Claire rzadko bywała przy naszym stoliku (bo szła gdzieś z jakimiś nowo poznanymi chłopakami), to jej nieobecność jest bardzo wyczuwalna. Nie lubię tego nowego uczucia samotności. Siedzę między nimi i pijemy, a ja czuję się jak obca. Rozmowy w ogóle mnie nie dotyczą; próbują mnie zagadać, ale ja tylko wznoszę kieliszek do góry i dzięki mnie, a może przeze mnie, wszyscy jesteśmy szybko wstawieni. Tom prosi mnie na bok. Idę razem z nim; podaję mu rękę, tłum ludzi idących w przeciwną stronę jest tak duży, że nieraz prawie mnie porywają, ale jego dłoń jest silna, nie puszcza mojej nawet na sekundę. Stajemy z boku, tak, by nikomu nie przeszkadzać. Widzę, że wyjmuje coś z kieszeni; rozpoznaję charakterystyczny kształt.
- Nie chciałem przy chłopakach, nie załatwiłem tyle towaru – widzę, że nieźle się wstawił. Jego słowa przypominają raczej bełkot; uśmiecha się zawadiacko. W jednej ręce trzyma jointa, w drugiej zapalniczkę. Po chwili przekazuje mi asortyment. Zaciągam się, a dym wypełnia moje płuca. Wzdycham spokojnie; jakby z ulgą. Czuję, jak umysł się relaksuje; po paru buchach znika poczucie strachu. Patrzę na Toma z wdzięcznością, ale zamiast jego twarzy widzę Shawna. Jaki on jest piękny. Widzę jednak, że Shawn się rozgląda. O co chodzi? Podążam za jego wzrokiem. Nie potrafię dostrzec niczego innego niż prawie całkowicie roznegliżowanych dziewczyn. Czuję, jak serce mnie kłuje z zazdrości. Tak bardzo chciałabym, żeby jego wzrok był utkwiony tylko i wyłącznie we mnie. Po co patrzy na inne, skoro ma mnie?
- Rozpoznaję kilka z nich, spokojnie zazdrośnico – jakiś niepodobny głos do Shawna powoduje, że patrzę z powrotem na niego, ale zamiast jego postaci, widzę Toma. Zaczynam histerycznie chichotać.
- Przepraszam – trudno mi mówić, śmiejąc się – widziałam Mendesa zamiast ciebie i… - tym razem to ja widzę zazdrość w oczach Toma, więc przestaję. Po chwili odzywam się ponownie – zabierz mnie do Shawna.
- Słucham? – widzę złość w jego oczach.
- Prooooszęęęę – rzucam mu się na szyję i teatralnie trzepoczę rzęsami – zabierz mnie tam – ponownie zaczynam chichotać. Tom przewraca oczami, a na ten gest przypadkowo mój śmiech zmienia się w chrumkanie. Zanoszę się jeszcze głośniej; oczy Toma łagodnieją; dołącza się do mnie i celowo zaczyna mówić do mnie metaforami i porównaniami związanymi ze świnkami.
         Bierze mnie pod rękę i prowadzi w stronę wyjścia. Podmuch świeżego, zimnego powietrza uderza we mnie z podwójną siłą; delikatnie się cofam, a Tom patrzy na mnie pytającym wzrokiem.
- Na pewno chcesz jechać w takim stanie do Mendesów? Jego matka cię zabije.
- To przynajmniej będę z Claire – mówię i od razu żałuję. Wspomnienia powoli przelatują mi przez głowę – błagam, zabierz mnie tam jak najszybciej.
         Kiwa głową ze zrozumieniem; widzę, że lekko przygasł. Nie chciałam wracać do Claire; mnie też to boli, naprawdę. Tom siada na swój motocykl, ja zaraz za nim. Podaję adres, gdzie ma mnie zawieźć, a już po chwili czuję, jak moje ciało odlatuje. Mocno przytulam się do pleców kierującego pojazdem. Relaksuję się. Po chwili (przynajmniej dla mnie) jesteśmy już pod ich blokiem. Zsiadam z motocyklu i przytulam go na pożegnanie.
- Na pewno nie chcesz, żebym cię odprowadził pod same drzwi? – pyta.
- Chyba nieee – widzę, że po tej przerwie alkohol i zioło działają inaczej, niż zazwyczaj.  Już czuję tego porannego kaca (także moralnego).
Tom zsiada z maszyny, chwyta mnie za rękę i prowadzi pod same drzwi.
- Jest już dziewiąta, na pewno? A jeśli śpią?
- Proszę cię, nie mają pięciu lat.
         Pukam do drzwi. Nikt nie otwiera. Pukam kolejny raz.
- Ty, może rzeczywi…- nie kończę, bo w końcu drzwi się otwierają. Zauważam Shawna. Wow. Wygląda naprawdę apetycznie.
- Dzięki? – uśmiecha się szczerze, ale widzę, że jest zmartwiony.
- Ups, powiedziałam to na głos? – zakrywam usta ręką, nie dowierzając.
- Na to wygląda. Wejdź, nikogo nie ma.
         Kieruję się do jego pokoju. Zostawiam otwarte drzwi; kładę się na jego wielkim łóżku; słyszę rozmowę Toma z Shawnem.
- Jak tylko jej coś zrobisz… – ostry głos mojego przyjaciela przeszywa moje komórki; przechodzą mnie dreszcze.
- Co jej dałeś? – pyta Shawn, wyraźnie zdenerwowany.
- No jak to co, jarała. Prosiła mnie, żebym ją tu odwiózł, ale przyrzekam, jeśli tylko włos spadnie z jej głowy…
- Nie musisz się martwić, zajmę się nią doskonale – mówi zgryźliwie Shawn i słyszę, jak zamyka drzwi. Puka do swojego pokoju, a gdy odpowiadam mu jakimś wymyślonym słowem, wchodzi do pomieszczenia – zrobię ci coś do jedzenia, dobrze?
         Delikatnie kiwam głową, a on po paru minutach przynosi mi górę pizzy. Informuje mnie, że zostały z obiadu; nie nałożył tylko hawajskiej, pamięta, że jej nie lubię. Pożeram wszystko w mrugnięciu oka. Siada na brzegu łóżka, ja po przeciwnej stronie.
- Wszystko okej? – pyta zmartwiony. Widzę jego strapioną twarz.
- Właściwie to nie. Tęskniłam za tobą – odpowiadam; chwytam jego dłoń. Idealnie wpasowuje się w moją. Jest ciepła, silna i bez skazy.
- Ja za tobą też – szepcze. Mimo smutku, posyła szczery uśmiech.
- Nie radzę sobie – łamie mi się głos, a łzy napływają do oczu – chuj by to strzelił. Ja pierdolę, nawet nie wiesz jak się chujowo czuję. Dzień w dzień myślę o tej pierdolo… - nie mogę dokończyć, ponieważ Shawn przygarnia mnie do siebie i mocno przytula. Odwzajemniam mocny uścisk; czuję jego zapach. Koi moje nozdrza, działa lepiej niż marihuana; nie potrafię się uspokoić. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem; odsuwam się na chwilę. Moje dłonie szukają jego twarzy, a gdy już ją znajdują, przyciągam ją do siebie. Łączę nasze usta w pocałunek; przypominają w smaku maliny, są soczyste i miękkie. Bardzo mi się to podoba; dzięki narkotykowi czuję wszystko intensywniej. Tę chwilę przerywa nam dzwonek do drzwi. Odrywam się od niego i podnoszę pytająco brwi. Widzę lekkie przerażenie na jego twarzy. Czyżby to jego rodzice wrócili do domu?
- Nie będę się odzywać, nie zobaczą, że jestem zjarana – mówię mu, kiedy on kieruje się w stronę drzwi. Mam na nie doskonały widok. Otwiera je, a ja aż wstaję ze zdziwienia. Do mieszkania wchodzi Lily, uprzednio całując czule Shawna w policzek. Ubrana jest w krótką sukienkę, włosy ma spięte w koka.

- Przepraszam za spóźnienie, rodzice wmusili we mnie podwójną kolację, żebym nie musiała… - nie kończy, bo jej wzrok ląduje na mnie. Ściślej mówiąc, na wściekłej mnie.
***
Czytasz=komentujesz!

sobota, 6 maja 2017

Rozdział 13

                Krople deszczu raz po raz uderzają o posadzkę. Płaszcz coraz bardziej zaczyna przemakać. Każdy mój nerw próbuje nie dopuścić uczucia zziębnięcia; skóra jest wilgotna i zimna.  Parasol został zniweczony – wiatr nie pozostaje w tyle, pokazuje swój ogrom natury w najsmutniejszy dzień tego roku.  Moją jedyną towarzyszką jest pustka w głowie. Pogrzeb odbywa się bardzo szybko, zaledwie kilka dni po śmierci Claire. Przez ten czas nie kontaktowałam się z nikim, siedziałam zamknięta w czterech ścianach, a jedzenie zostało przeze mnie, a raczej przez mój organizm ograniczone do minimum. Nie potrafię tego zrozumieć. Pierwszego dnia moje myśli wędrowały wszędzie, nie dopuszczałam do siebie wizji, że moja przyjaciółka umarła.  Nie za bardzo pamiętam co się działo drugiego dnia. Wiem tylko, że emocje uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą; kojarzę, że to wtedy nabiłam sobie siniaki, wydaje mi się, że to przez wpadanie w ściany. Kolejny dzień jest w mojej głowie wyraźniejszy – wyciągnęłam nasze wspólne zdjęcia, włączyłam nasz ulubiony film i rozmawiałam z nią. Była na moim łóżku. Śmiała się z moich min, komentowała mój strój, swoim się zachwycała. Tego dnia mój telefon nie przestawał dzwonić. Nie była to Claire, przecież siedziała ze mną w pokoju – nie odbierałam więc. Dobijanie do drzwi także rzadko ustawało. To tata chciał ze mną spędzić ten trudny czas, jednak wychodziłam tylko po to, by wziąć coś do jedzenia, które i tak leżało do samego wieczora. Dopiero wtedy obraz Claire się rozmazał; poczułam wilczy głód, nie miałam nic w ustach od trzech dób. Rzuciłam się na nie jak oszalała, jednak zjadłam tylko kawałek jabłka i pół batona – więcej nie mogłam przełknąć. Dzisiaj słucham przemowy najbliższych znajomych mojej przyjaciółki; nie stoję razem z nimi. Nie jestem w stanie. Widzę ich zmęczony wzrok; oczy mają przećpane, zgaduję, że przez ten czas, kiedy mnie z nimi nie było, nie szczędzili sobie w narkotykach. Tom próbuje utrzymać ze mną kontakt wzrokowy, jednak odwracam wzrok. Jedyne na co mam ochotę, to stanąć przy grobie i powiedzieć im, żeby przestali pierdolić, bo nikt tak naprawdę nie znał tej dziewczyny. Kurwa, nigdy się nie spodziewałam, że będę tak za nią tęsknić. Za jej głupkowatymi komentarzami, dziecinną ekscytacją, ekstrawaganckim stylem, rudymi włosami. Za jej małą dłonią, którą klepała mnie w tyłek. Za oczami, które były bystre. Nie mogę powiedzieć, że ją znałam. Nie wiem, co się kryło pod maską zabawnej, aczkolwiek niemądrej dziewczyny. Nie rozmawiałyśmy na takie tematy. Po prostu byłyśmy. Nie była to przyjaźń doskonała. Nie wiedziała o moich problemach, ani ja o jej. Łączyło nas zamiłowanie do ucieczki od problemów w postaci imprez. Ale czy to ważne? To jedyna osoba, która w szczery sposób wzbudzała we mnie sympatię. Chłopcy nie byli tacy jak ona, mimo że mieli podobne wartości w życiu. To jednak jest… była dziewczyna. Bardziej mnie rozumiała.
                Marznę. Ręce mi się trzęsą. Z trudem łapię oddech. Małymi krokami zbliżam się do grobu, czekając aż wszyscy się rozejdą. Z torebki wyjmuję znicz i zapałki. Próbuję rozpalić zapałkę. Uderzenie chłodu powoduje, że moje dłonie nie panują nad drganiami. Opakowanie rozsypuje mi się po miejscu pochówku. Próbuję je pozbierać; ręce są brudne od błota, które powstało wokół trumny. Psychiczny ból jest tak silny, że aż zbija mnie z nóg. Nogawki moich spodni są jeszcze bardziej przemoczone, niż przed momentem. Dławię się łzami; mróz przedziera każdą moją komórkę, tnie je pod każdym kątem, dotkliwie raniąc wszystko, nawet myśli. Wydaje mi się, że zostaje w takiej pozycji przez przynajmniej pół godziny, jednakże mija może dopiero piąta minuta. Powoli, z bólem w oczach podnoszę się. Stawiam znicz na marmurze. Rezygnuję z zapalenia go. Rzucam w stronę grobu nasze wspólne zdjęcie. Zostaje ono szybko nasączone kroplami deszczu, który zaczyna się robić coraz bardziej natrętny. Postać Claire i moja zaczyna się zlewać w jedną wielką plamę.
 ***
        Ławka przede mną wydaje się być pusta, mimo że Tom się tam przesiadł. Nie rozmawiam z nim już od ponad tygodnia, tak samo jak z resztą osób. Jedyne persony, z którymi nawiązywałam jakąkolwiek interakcje, to mój ojciec i nauczyciel w szkole. Shawn codziennie przyjeżdża pod mój dom, by mnie zawieźć do szkoły, jednak nie skorzystałam z tej opcji. Chłopcy zrezygnowali z kontaktu ze mną już pierwszego dnia po pogrzebie. Przez pewien czas nie pojawiałam się w szkole, ale w końcu musiałam wrócić. Tom, zobaczywszy mnie w ławce, przewrócił oczami i usiadł przede mną. Zabolało mnie to; wiedziałam jednak, że sama się na to pisałam. Nie byłam dostępna w żaden sposób przez tyle dni, a przecież nie tylko ja przeżywałam stratę Claire. Powinnam pozwolić Tomowi na zbliżenie się do mnie, szczególnie, że to my w trójkę najbardziej się kolegowaliśmy. Nie potrafiłam. Nie potrafię. Za dużo mnie kosztuje samo wspomnienie jej, a co dopiero rozmowa na jej temat. Dziwnie o niej myśleć w czasie przeszłym; moje myśli to kołtuny emocji. Nie mogę się od nich uwolnić. Prześladują mnie jak cień, nie chcą ze mnie wyjść. Dni w szkole okazują się męczarnią, a czas po niej jest jeszcze gorszy. Nie biegnę na metro prowadzące do domu Claire, tylko wolnym, zmęczonym krokiem kieruję się w stronę autobusu, który ma mnie zawieźć do apartamentowca. Nie pamiętam już smaku narkotyków. Nie wiem już jak to jest napić się tak, by czuć się rozluźnioną i wolną od problemów. Każde po południe po szkole wygląda tak samo – kładę się na łóżko, patrzę otępiałym wzrokiem na sufit i… tyle. Czasem przestaję cokolwiek czuć. Czuję się pusta, tak jakby nieobecna. Brak mi tchu. Bywa też tak, że moje myśli nie nadążają za sobą; rzeczywistość miesza mi się z wyobraźnią. Trudno mi odróżnić to, co się dzieje w rzeczywistości, a to, co jest tylko moim wytworem. Momentami widzę Claire w szkole, w łazience, na moim łóżku, przy mojej toaletce. Przecieram oczy, a jej postać znika. Ta strata wyryła na mnie okropne, głębokie rany, dotykające kości, a nawet i przebijające je. Dzwonek przerywa rozmyślania. Automatycznie, bez żadnych emocji na twarzy, tak jak robot, wrzucam książki do torebki i wychodzę jako pierwsza z sali. Jednak dzisiaj jest inny dzień. Czuję dotyk na ramieniu, więc obracam się. Widzę Toma.
- Cześć – chrząka i niepewnie drapie się po głowie – jak tam?
Prychając, kręcę głową i odchodzę.  Tom ponownie kładzie mi rękę na ramieniu. Zatrzymuję się.
- Słuchaj, naprawdę się o ciebie z chłopakami martwimy i….
- Tak? – przerywam mu. Mój głos brzmi okropnie; łamie mi się, a przy okazji towarzyszy mi chrypka, spowodowana nierozmawianiem z ludźmi przez długi czas – czuję się chujowo. Serce mi pęka, jak sobie myślę, że tu jej nie ma. Kurwa, widzę ją wszędzie. Teraz widzę ją za tobą – mój głos przepełniony jest żalem oraz rozpaczą, co powoduje, że Tom się krzywi – uśmiecha się i podnosi kciuki do góry. Wystarczy, że mrugnę, a zniknie. Nie będzie jej. Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, tych jebanych krótkich spodenek, już nigdy nie poleje nam wódki ani nie będzie żartowała z gównianych, dosłownie gównianych tematów.  Nie spojrzę na nią spod byka, a naprawdę bym chciała. Prosiłam ją – zaczynam łkać – prosiłam ją, kurwa, chwilę przed śmiercią, błagałam, żeby mnie nie zostawiła. Odeszła. Zostawiła mnie. Zostawiła mnie, zostawiła ciebie, zostawiła chłopaków. A to wszystko przez jebanego debila, który nie zostanie ukarany, bo jego ojciec jest wysoko postawionym człowiekiem. Już nigdy nie… - tym razem Tom mi przerywa.
- To może wpadniesz do nas? Tam gdzie zawsze, punkt szósta wieczorem – potrzebuję chwili, by przetworzyć informację.
- Przyjdę – mówię krótko i odchodzę, zostawiając go za sobą.



----
Przepraszam za długą przerwę, wracam do pisania. Czytasz=komentujesz!

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 12

- Claire Mohans - mówię szybko, a znudzona recepcjonistka przeżuwa gumę.
- Jeszcze raz? - pyta, mlaskając. Mam ochotę strzelić jej w twarz.
- Claire MOHANS, do kurwy nędzy! W jakiej sali jest?! - wiem, że nie powinnam się tak unosić, no ale kurwa, zaraz jej guma będzie na mnie, tak ją żuje.
- Spokojniej - odpowiada, ale widzę, że lekko się speszyła - bo zawołam ochronę.
- Zaraz kurwa ja zawołam tą zasraną ochronę, jak mi nie powiesz gdzie leży moja przyjaciółka!
- Sala numer trzydzieści dwa, prosto, na prawo i ostatnie drzwi po lewej stronie.
Przed salą widzę Shawna, który siedzi na ławce. Podnosi głowę kiedy mnie widzi, a ja nie mogę już wytrzymać. Wybucham płaczem i rzucam się w jego ramiona. Mimo naszej kłótni przytula mnie, dzięki czemu czuję się bezpieczniej. Potrzebuję chwili by się uspokoić, a on dobrze o tym wie. Po kilku minutach odzywam się.
- Czy mogę do niej wejść? - pytam się.
- W tej chwili jest w śpiączce - mój oddech zamiera - będzie dobrze, chodź, porozmawiasz z lekarzem. Mi niczego nie chciał powiedzieć.
Wraz z Claire upoważniłyśmy się wzajemnie do posiadania takich danych. Razem ćpając wiedziałyśmy, że będzie to kiedyś potrzebne, chociaż bardziej się spodziewałam wezwania lub potrzeby wglądu do tego typu rzeczy z powodu zapaści, a nie cholernego wypadku. Shawn prowadzi mnie do pokoju lekarza prowadzącego obserwację Claire. Pukam i wchodzę do pomieszczenia.
- Dzień dobry, Madison Vallence - przedstawiam się - przyszłam tu w sprawie Claire Mohans.
- A dzień dobry, Poun Less - odpowiada i kiwa głową - niech pani usiądzie, a pański przyjaciel zaczeka za drzwiami - Shawn zamyka drzwi i czeka na korytarzu, a doktor kontynuuje - Claire miała wypadek samochodowy. Prowadziła samochód na szosie, gdy wjechała na inny pas, a następnie zjechała z drogi i uderzyła w drzewo - marszczę brwi ze zdziwienia, ponieważ coś mi się nie zgadza. Claire i prowadzenie samochodu? Póki co nie wnikam, tylko słucham dalej - Claire ma poważne uszkodzenia mózgu, a także ma liczne złamania. Jest w śpiączce, co pewnie pani wie. Prowadziła samochód pod wpływem narkotyków. Przyjaciel Claire miał więcej szczęścia, ma tylko kilka nieszkodliwych złamań oraz jest przytomny.
Doktor Less daje mi chwilę na przyswojenie informacji. Claire na trzeźwo zawsze się wystrzegała prowadzenia samochodu, a co dopiero po zażyciu narkotyków.
- Chwila, chwila. Jaki przyjaciel? - pytam i patrzę zdziwiona na rozmówcę.
- Niejaki Brown Chens, ale nie powinienem tego pani mówić. On także był pod wpływem narkotyków, tyle że to nie on był kierowcą - powoli zaczynam łączyć fakty. Wstaję i opieram się o biurko.
- I jest przytomny, tak?
- Tak, przecież pani mówiłem.
- A kto zadzwonił po pomoc?
- Jacyś przejezdni kierowcy - mówi, a ja siarczyście przeklinam pod nosem.
- W jakiej sali jest Brown?
- W sali sto pięć, inny oddział - odpowiada - niech pani da mu odpocząć - patrzy się na mnie z ukosa.
- Dziękuję - szepczę i wybiegam z pomieszczenia. Moje zdenerwowanie osiągnęło najwyższy poziom. Szukam tej sali, a Shawn biegnie za mną. Nie słucham go, więc nie wiem co mówi.  Gdy znajduję się przed salą Browna, nie pukam tylko wchodzę i widzę, że Bay siedzi przy jego łóżku. Staram się nie zwracać uwagi na dziwne spojrzenie Baya.
- Ty pierdolony chuju! - krzyczę i podchodzę bliżej łóżka, a Shawn zamyka za nami drzwi oraz stara się mnie uspokoić poprzez dotyk, ale zrzucam jego ręce z moich ramion - jak mogłeś jej coś takiego zrobić?! Niech cię kurwa szlag trafi!
- Madison! - Bay wstaje i odgradza mnie od łóżka jego przyjaciela - byli tam razem! Jak możesz oskarżać go, kiedy to jeszcze twoja koleżanka prowadziła samochód?!
- Tak?! - spluwam i odsuwam ręką Baya - to niech ci kurwa powie prawdę! Claire, nigdy, ale to przenigdy nie wsiadała do auta jako kierowca pod wpływem narkotyków! Czasami nawet nie jechała jako pasażer, tak się bała! A ty ją kurwa przesadziłeś! Z miejsca pasażera na miejsce kierowcy! To ty prowadziłeś samochód! Tak się boisz odpowiedzialności za swoje czyny?! ONA MOŻE UMRZEĆ PRZEZ CIEBIE! - wrzeszczę, a Brown wygląda na przestraszonego.
- O co ci chodzi? Ona była kierowcą - duczy, ale widzę. Widzę to w jego oczach. W jego pierdolonych oczach, których nie powinnam widzieć. Tu powinna być Claire, oddychać sama i  ze mną rozmawiać, a nie on.
- Życzę ci, żebyś zdechł! Ty pierdo...- nie mogę dokończyć, bo Shawn siłą wyciąga mnie z pomieszczenia. Na korytarzu ciągle próbuję mu się wyrwać - puść mnie! PUŚĆ! ZABIJĘ GO! ZABIJĘ TEGO... -  Mendes zakrywa moje usta swoją dłonią.
- Nie mów tak - patrzy na mnie spod byka - nie powinnaś tak mówić, nie wiesz jak było - staję jak wryta, a on mnie puszcza.
- Jak możesz tak mówić - cedzę - ten pierdoleniec prawie zabił moją przyjaciółkę, jest w ciężkim stanie, nie wiadomo czy wyjdzie z tego, a ty go bronisz!
- Bo nie wiesz jak było, myśl racjonalnie!
- Wiem jak było. Znam ją i wiedziała, jak to mogłoby się skończyć. Nie jest taka tępa jak myślisz! - spluwam - zostaw mnie w tej chwili. Idę do Claire, i jak kurwa mać zobaczę cię za mną, to krzywdę zrobię nie tylko Brownowi, ale też i tobie - ostrzegam i kieruję się w stronę sali Claire. Pukam do jej drzwi, a po chwili wchodzę. Nie wiem, czy oczekiwałam odpowiedzi z jej strony.
Jej salka nie jest za duża. Ma tutaj jeszcze dwa puste łóżka, jest podpięta do różnych urządzeń. Cały pokój jest niebieski, zaczynając od podłogi i ścian, kończąc na dodatkach. Siadam na niebieskim taborecie, a z pokoju obok spogląda przez szybkę jakaś pielęgniarka. Słyszę tylko pykanie oznaczające, że oddycha. Delikatnie chwytam jej rękę. Jej twarz jest sina, a dłoń zimna. Czuję, jakby była martwa.
Myśli przechodzą przez moją głową. Pierwszy wspólny wypad za miasto, pierwsza nocka, pierwsze ćpanie, picie, palenie. Nie miała planów. Ale była. Po prostu była. Taka głupia Claire, która mnie wspierała swoją głupotą. Jej ręce, zawsze ciepłe, oplatały moje i szłyśmy przez miasto, jakbyśmy były parą.  A teraz leży przede mną. Naga, zimna, jakby nieżywa. Mimo wszystkich wspólnych chwil nigdy jej nie powiedziałam, ile dla mnie znaczy. Postanawiam jej opowiedzieć wszystko po kolei. Gdy kończę, mówię coś, czego nigdy nie planowałam, bo po co?
- Jesteś moją siostrą. Kocham cię, Claire. Chcę, żeby wszystko było dobrze, pomogę ci. Tylko proszę - szepczę, a moje łzy spływają na jej dłoń, którą teraz mam przy ustach - nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie tu samej.
W tej chwili respirator zaczyna piszczeć. Z pokoju pielęgniarek dochodzą do mnie tylko te słowa.
- Doktorze! Serce Claire przestało bić! Trzeba przystąpić do reanimacji! - a następnie zaczynam ryczeć, szlochać i nie wiem co się dzieje wokół.

piątek, 22 maja 2015

Rozdział 11

- Słucham? - to jedyne, co jestem w stanie powiedzieć. Odwracam się w jego stronę.
- Kocham cię. Przez te wszystkie lata kochałem cię. Od początku gimnazjum wiedziałem, że to ty będziesz tą jedyną. Byłaś dla mnie wszystkim - mówi, a moje serce powoli się rozrywa na drobne kawałeczki - i nadal jesteś. Gdy Ryan dołączył do naszej ekipy i śmignęłaś mi przed nosem, stwierdziłem, że to wytrzymam. Wytrzymałem już tyle lat, to czemu mam nie wytrzymać kilku miesięcy, bo wiedziałem, że zerwiecie?  Wiem, że nasze stosunki zawsze opierały się na relacji zwykłej znajomości i nigdy nie byliśmy aż tak blisko jak po twoim zerwaniu z Ryanem. Pamiętasz, jak w trzeciej klasie gimnazjum poszłaś ze mną na bal? Nie wstydziłaś się chwycić mnie za rękę mimo głupich komentarzy innych osób. Nie mogę wytrzymać tej odległości, mam ciebie na wyciągnięcie ręki, a jednak nie jesteś moja.
- Przestań - mówię i zaczynam się cofać - przepraszam, nie mogę. Porozmawiamy później - szybko kończę naszą rozmowę i rozpoczynam pogoń za Shawnem. Widzę tylko jego głowę w tłumie. Kiedy docieram do miejsca, gdzie ostatni raz go widziałam, nie ma po nim śladu. Jestem przekonana, że idzie w stronę wyjścia, więc przedzieram się przez zatłoczone pomieszczenie i w ostatnim momencie łapię go za rękę.
- Puść mnie - mówi wolno i wyraźnie, a w jego oczach widzę iskierki złości, a wyraz twarzy przedstawia zdruzgotowanie i wściekłość. Mimowolnie robię krok do tyłu, bo przypominam sobie sytuacje z Ryanem, ale od razu się opanowuję. Niestety Shawn zauważa moją chwilowę zmianę nastroju i od razu jego twarz ozdabia zatroskanie - muszę iść. Porozmawiamy później, muszę sobie to wszystko uporządkować -  wolałabym żeby na mnie krzyczał, wyżywał się na mnie, a nie stał i był opanowany, pomimo wewnętrznego rozdarcia. To boli bardziej niż gdyby mnie uderzył. Puszczam go i widzę tylko jak wychodzi.
Nie kieruję się w stronę stolika. Jestem przekonana, że Claire poszła z jakimś idiotą do łóżka, a chłopacy jeśli znają sytuację, na pewno mnie nie wspomogą. Nie wiem co mną kieruje, ale udaję się w stronę innych miejsc siedzących.
- Madison? - Bay mruży oczy z niedowierzania - i kogo my tu mamy? Czyżbyś chciała zatańczyć? - śmieje się.
- Nieważne - rzucam i zaczynam iść w stronę drugiego wyjścia. Po jaką cholerę przyszłam właśnie do niego?
- Poczekaj - ktoś mówi i łapie mnie za rękę - chętnie z tobą zatańczę - mówi Bay i zaczyna się po raz kolejny śmiać, ale widząc mój wyraz twarzy od razu zaprzestaje - co się stało?
- Nic, naprawdę. Nie wiem dlaczego do ciebie przyszłam - odpowiadam i wyrywam rękę z uścisku. Wychodzę na zewnątrz. Jestem pewna, że Bay idzie za mną, bo za chwilę znowu słyszę jego głos.
- Chodź, idziemy - mówi stanowczo i wyraźnie, a następnie przygarnia mnie do siebie i narzuca swoją kurtkę na moje ramiona - nie pojedziemy autem, bo trochę się zjarałem, ale damy radę.
- Gdzie idziemy? - szepczę i przerażona staję.
- Do mnie - odpowiada i zaczyna się śmiać - ale spokojnie, nic ci nie zrobię. Mam dużo sąsiadów, a w tym stanie raczej nie wrócisz do starych.
- Mieszkasz sam? - zadaję kolejne pytanie, ale ruszam powoli do przodu. Nie wiem dlaczego, ale zaufam mu.
- To jest kawalerka, zaraz obok mieszka moja znajoma i kolega ze studiów.
- Twoi znajomi nie będa się martwić, że wyszedłeś?
- Spokojnie - śmieje się - powiedziałem im, że już tu nie wrócę, przynajmniej nie tej nocy.
- Jeśli coś mi zrobisz, to obiecuję, że zostaniesz zamordowany i to już następnego dnia - grożę mu, a on po raz kolejny wybucha śmiechem. Nie mogę nic poradzić, że moje kąciki ust same się unoszą. Ma bardzo przyjemny głos - ej, chwila, powiedziałeś, że studiujesz. To ile masz lat?
- Dwadzieścia trzy - uśmiecha się szeroko - a ty?
- Tydzień temu skończyłam osiemnastkę - odpowiadam i widzę zdezorientowanie goszczące na jego twarzy - co jest?
- Pierwszy raz w moim mieszkaniu będę gościł aż tak młodą dziewczynę - zaczyna chichotać.
- Boże - przewracam oczami - czy to przez to zioło, czy tak się normalnie zachowujesz?
- Lubię pożartować, no ej. Jedyna zaleta mojego wieku to możliwość żartowania z osiemnastolatek.
    Gdy docieramy do jego kawalerki, jest już trzecia w nocy. Mieszka na obrzeżach miasta, ale okolica jest bardzo ładna i jest tu nawet kilka galerii handlowych, nawet w nocy da się to zauważyć.
- To jak, gdzie śpisz? - pyta się mnie - udostępnie ci moje łóżko jeśli chcesz, ale trochę tam dziewczyn już było.
- Dobra, skończ. Wezmę tę kanapę - odpowiadam. Nie widzę zbyt dużo, ale spoglądam na brudy leżące na podłodze. Dobrze, że ma zapaloną tylko jedną lampkę nocną, bo inaczej chyba bym się zrzygała. Nie mam ochoty tu spać, bo się boję, dlatego proponuję mu pooglądanie wspólnie jakiegoś filmu. Po drodze pokrótce wyjaśniłam mu zaistniałą sytuację. Polubiłam go, ale nie jestem chyba w stanie aż tak mu zaufać, żeby bez problemu zasnąć u niego, dlatego wysłałam sms-em Claire i bratu adres, na którym znajduje się budynek z jego kawalerką. Nie mam zamiaru w razie czego gnić tu z powodu zaginięcia.
Chłopak chętnie przystaje na moją propozycję i włącza jakiś film akcji, co rusz dodając własną wypowiedź do dialogów. Około piątej nad ranem oczy same mi się zamykają i zasypiam na kanapie. Budzę się koło dziesiątej. Powoli przecieram oczy i wstaję przestraszona. Dopiero po chwili kojarzę fakty i szybko sprawdzam, czy mam na sobie wszystkie ubrania. Wzdycham z ulgą, gdy zdaję sobie sprawę, że wszystko jest tak jak było. Rozglądam się po pomieszczeniu i widzę Baya śpiącego w swoim łóżku. Kiedy zasnęłam, musiał mnie przykryć kocem, a następnie udać się prosto do swojego łoża, bo nawet nie zmienił ubrań. Po cicho wygrzebuję się z kanapy i idę do łazienki. Jest bardzo mała, ale czysta. Przemywam twarz i wykonuję kilka podstawowych czynności, na szczczęście w torebce zawsze noszę szczotkę do włosów i do zębów,a  także bieliznę na zmianę. Dobrym wyborem było niepomalowanie się. Po wyjściu z łazienki postanawiam zrobić mu małą przysługę i kieruję się w stronę lodówki. Niestety po otworzeniu jej okazuje się, że Bay nie posiada żadnych produktów spożywczych, chyba że zaliczyć do nich można piwo oraz wódkę. Zmieniam plany i zaczynam zamiatać jego mieszkanie, bo widząc ten syf można się przerazić. Tworzę stos brudnych rzeczy i gdy kończę robotę, Bay się przebudza. Nagle jest mi głupio, że ruszałam jego rzeczy.
- Przepraszam, ja po prostu... - mówię i zakładam kosmyk włosów za ucho.
- Jezu - łapie się za głowę i siada - nie musiałaś tego robić. Przepraszam za taki bałagan. Poczekaj piętnaście minut i zabiorę cię do naleśnikarni - odpowiada i wyciąga z szafki rzeczy.
Przez ten czas, kiedy Bay bierze prysznic, piszę do Claire i Jareda, że wszystko jest w porządku i po chwili bateria w telefonie mi pada. Nie przejmuję się tym zbytnio, bo muszę wszystko przemyśleć i wszystko trzeźwo  wyjaśnić Shawnowi. Bay wychodzi spod prysznica,a ja mu się dokładniej przyglądam. Jest naprawdę przystojny, a także teraz widać, że ćwiczy. Zgarnia klucze, portfel i zachęca mnie ruchem ręki do wyjścia.
- Chodź, teraz na pewno nie ma tłumów, ale nie potrwa to długo, bo jest strasznie oblegana.
Naleśnikarnia znajduje się niedaleko, idziemy tam około pięciu minut, a gdy zaczyna padać deszcz, biegniemy i na nasze szczęście ulewa nie spowodowała większych zmoknięć ubrań.
- Usiądź tu, fantastyczne miejsce - pokazuje mi blat przy oknie. Siadam na jednym z wysokich krzeseł i czekam na Baya. Po chwili przynosi wielki talerz różnorodnych naleśników oraz kubek kawy z pianką - mam nadzieję, że lubisz - podaje mi kawę i się uśmiecha. Dziękuję mu skinieniem głowy. Niestety nie zgodził się na to, żebym to ja zapłaciła, ale obiecał, że następnym razem to ja funduję.
- Przyznam szczerze - odzywam się po chwili - że pierwszy raz obserwuję ludzi tak uważnie, jak teraz.
I jest to prawda. Jest to nieco dziwne, że siedzę w naleśnikarni z tak naprawdę nieznajomym człowiekiem, kubkiem kawy w ręce, a na zewnątrz pada deszcz i ludzie żyją własnym życiem.
- Dlatego kocham to miejsce. Widzisz tego pana w wielkim kapeluszu? - mówi i wskazuje palcem na mężczyznę po drugiej strony ulicy. Kiwam głową - stracił rodzinę w wypadku samochodowym. To on był kierowcą. Za nim zawsze siedzi kobieta z dzieckiem, ciągle proszą o jedzenie, bo nie mają jak go kupić. Codziennie jest przeganiana przez policję, ale wraca tu i spotyka się z wielką akceptacją miejscowych. Nie rozumiem tego, bo kilka razy była proponowana jej niezła fucha, nawet przeze mnie i jakoś nie wyrażała wielkich chęci do podjęcia się jej.
Posiłek kończymy przyjacielskim uściskiem i każdy z nas rozchodzi się w swoją stronę. Po około godzinnej podróży znajduję się pod drzwiami Shawna, a gdy już chcę użyć dzwonka do drzwi, otwiera mi jego mama z zaskoczoną miną, ale od razu mnie przytula.
- Dzień dobry, jest może Shawn? - pytam się i odwzajemniam uścisk.
- Dzień dobry słoneczko. Nie miałaś być przypadkiem z Shawnem? - odpowiada mi pytaniem na pytanie.
- Wczoraj trochę się posprzeczaliśmy i.... - mówiąc to, drapię się po karku. Karen posyła mi zmieszany uśmiech.
- Powiedział, że jedzie po ciebie. Był bardzo zdenerwowany, nie wiem co się stało. Wyjechał jakieś dwadzieścia minut temu, może go spotkasz u siebie? - sugeruje.
- Dobrze, dziękuję bardzo za pomoc, Karen.
Nie czekając na jej odpowiedź, biegnę na dół. Zamówiłabym taksówkę, ale jeśli był zdenerwowany to musiało się coś stać, nie mogę się wrócić i poprosić mamę Shawna o zadzwonienie po taksówkę. Żałuję, że wyładował mi się telefon. Po około półgodzinnej podróży do mieszkania, dobiegam do drzwi i je otwieram na oścież. Wbiegam do pokoju Jareda.
- Był tu Shawn? - wyduszam z siebie to słowa bardzo szybko, ale na szczęście Jared mnie rozumie.
- Był jakieś dziesięć minut temu. Powiedziałem mu, że jesteś u jakiegoś kolegi i zdziwiłem się, że nie jesteś z nim....
- Już, wystarczy - przerywam jego wywód - wiesz może gdzie jest teraz?
- Poprosił, bym ci przekazał, żebyś odczytała smsa.
Całuję brata w policzek i biegnę do swojego pokoju, gdzie szybko podłączam mój telefon. Z niecierpliwością odliczam pięć minut, bo mój cudowny telefon potrzebuje chwili by się włączyć. Gdy odczytuję wiadomość tekstową, moje nogi stają się galaretkowate.
Shawn Mendes
Claire jest w szpitalu, tam gdzie twój brat wcześniej. Jestem u niej, przyjedź jak najszybciej możesz, miała wypadek.


****

Przepraszam za długą nieobecność, bardzo dużo działo się w moim prywatnym, jak i szkolnym życiu. Nie zostawię tego bloga i piszę w każdej wolnej chwili, teraz już tylko do dziesiątego czerwca i wracam z podwojoną siłą. Przepraszam jeszcze raz, buzi.


sobota, 28 marca 2015

Rozdział 10

    Przewracam się na plecy i nucę sobie piosenkę pod nosem, a za chwilę czuję silne ramię obejmujące mnie.
- Fu, tylko nie na moim łóżku! - krzyczy Claire i ciągnie mnie za stopę, a ja zaczynam się śmiać i kopać przyjaciółkę. Shawn podnosi dwie ręce do góry w geście obronnym.
- Claire, bo wyjdziemy za trzy godziny - mówię, a Claire szybko poważnieje i zaczyna przeglądać zawartość swojej szafy.
  Wraz z Claire i Shawnem oraz resztą mojej, w sumie już naszej ekipy idziemy tam gdzie zawsze. Chłopacy już są na miejscu, a ja jak zwykle idę tam z Claire i - po raz pierwszy - z Shawnem, ponieważ chciałam by zobaczył jak wygląda mój typowy dzień z przyjaciółmi. Minął tydzień od naszego pocałunku.  Stwierdziliśmy, że warto spróbować zostać dobrymi przyjaciółmi, a po pewnym czasie wszystko samo się ustatkuje.  Claire pierwszy raz od dłuższego czasu decyduje się wziąć coś, co będzie zakrywać przynajmniej jedną trzecią część ciała. Ja mam na sobie spodnie typu boyfriendy, czarną, zwykłą bluzkę, a na to niebieską, rozpiętą koszulę oraz zwykłe trampki. Claire decyduje się na bluzkę do brzucha oraz spódniczkę do trochę ponad połowy ud i jestem z niej prawie że dumna. Gdy Claire idzie do łazienki się przebrać (ponieważ zakazałam jej się przebierać przy Shawnie), przypomina mi się rozmowa z może-moim-przyszłym chłopakiem.
    Było to trzy dni po naszym pocałunku. Siedzieliśmy na moim łóżku i wybierałam film, który mieliśmy obejrzeć.
- Kocham to - szepcze mi do ucha i lekko gładzi moją rękę. Jego palce są szorstkie. Pod jego dotykiem przechodzą mnie dreszcze.
- Co? - mówię, ponieważ nie do końca rozumiem o co mu chodzi.
- Kocham jak to robisz. Jak się przy mnie zmieniasz - mówi i patrzy mi głęboko w oczy - przy innych jesteś niegrzeczna, niemiła i szorstka.  Jezu, to naprawdę cudowne.  To znaczy, ty jesteś cudowna, ale to jak potrafisz zmienić się w chwilę jest... intrygujące.
- Och - mruczę i pozwalam włosom opaść na moją twarz, by nie widział mojego zawstydzenia, ale Shawn odgarnia je za uszy i delikatnie całuje mnie w czoło.
- Urocza jesteś - uśmiecha się od ucha do ucha - to jaki film w końcu wybrałaś?
    Później już nie rozmawialiśmy na ten temat, ale ja ciągle o tym myślałam. To chyba prawda, ponieważ taka właśnie jestem - niemiła, wredna, nieokazująca uczuć. Nie wiem jak, ale w jakiś sposób Shawn stał się dla mnie bardzo ważny, jestem świadoma, że zawsze mi pomoże, bez względu na to, jak sytuacja pomiędzy nami będzie wyglądać.  Nauczyłam się odgradzać od ludzi.  Nie chciałam nikomu sprawiać zawodu przez to, kim jestem. Zawodzę na każdej linii i boję się innych ranić. Boję się, że to ja zostanę zraniona. Jednak gdy poznałam Shawna coś we mnie się zmieniło. Zaczęłam dopuszczać swoje emocje do siebie, nie wstydziłam się rozpłakać przy Claire i powiedzieć jej - przynajmniej po części - co czuję. Shawn zaczął wywoływać we mnie uczucia, których nigdy wcześniej nie zaznałam. Blokowałam wszystkie wewnętrzne bodźce, udawałam, że ich nie odczuwam. Samotność wydawała mi się zawsze dobrym wyjściem, ale kiedy zaczęłam się dzielić emocjami na przykład z Claire, czułam się... jakby lżej.  Każdy uśmiech Shawna, każde spojrzenie, każde słowo było dla mnie wsparciem i nową osłoną, którą najpierw zburzył i przez to byłam zawistna dla niego, ale teraz -  jestem wdzięczna. Prawi mi tyle komplementów, nie jest ze mną dlatego, że należę do tak zwanej elity. Nie wiem, czy to jest miłość, ale wiem, że jestem dla niego ważna. On zresztą dla mnie też.
- Hej - mówię i przytulam się z wszystkimi po kolei - jak wiecie, to jest Shawn, znacie się, więc nie będę marnować naszego czasu na przedstawianie się wzajemnie - ostrzegłam wszystkich, że przyjdę z Shawnem, dlatego nikt nie jest zdziwiony. Siadam koło Jasona, a miejsce obok mnie zajmuje Shawn. Tom podnosi butelkę wódki do góry i patrzy na Shawna.
- Pijesz? - pyta, a w jego głosie czuję ironię.
- Nie, dzięki - odpowiada. Jestem z niego dumna, bo nie ulega wpływom towarzystwa.
- Cnotek niewydymek - mruczy Tom wkurzonym pod nosem, jednak na tyle głośno, że jestem w stanie to usłyszeć. Mam nadzieję, że Shawn tego nie nie usłyszy, ale przeliczam się.
- Nie mam ochoty na wódkę, ale dzięki, że się o mnie troszczysz - mówi trochę uszczypliwie Shawn, zapewne po to, by sprokować Toma. Jak widać, bawi go to, że mój przyjaciel jest zdenerwowany. Nie wiem z jakiego powodu jest taki wredny dla Shawna, przecież sam wyraził zgodę na jego przyjście. W powietrzu unosi się gęsta atmosfera. Postanawiam to przerwać.
- Chodź, pokażę ci parkiet do tańca - kieruję te słowa do Shawna. Wstaję oraz ciągnę Shawna za rękaw, a gdy wstaje, odwracam się w stronę Toma - a z tobą porozmawiam później.
Claire klaska w ręce i jak zawsze próbuje opanować sytuacje polewając więcej wódki do kieliszków. Chichoczę pod nosem i prowadzę Shawna do przodu, gdy nagle czuję, że po prostu go nie trzymam. Odwracam się w poszukiwaniu, ale nie mogę go dostrzec przez ten tłum. Przewracam oczami i przepycham się przez tłum w stronę z której przyszliśmy. Widzę jego głowę i kieruję się tam. Spostrzegam, że z kimś rozmawia i czuję lekkie ukłucie zazdrości, ale zaraz się go pozbywam. Nie jesteśmy nawet oficjalną parą, zresztą, ciągle kręcą się przy nim jakieś dziewczyny - na przykład ta głupia Lily albo jakieś inne laski ze szkoły. Postanowiłam, że będziemy spędzać razem tylko kilka przerw razem, ponieważ nie mam zamiaru zostawiać przyjaciół z powodu znalezienia może-przyszłego-chłopaka. Jestem jednak lekko zirytowana, że nie poszedł za mną, tylko się zatrzymał. Podchodzę do niego i delikatnie wsuwam swoją rękę w jego. Patrzy zdziwiony co się właśnie dzieje, uśmiecha się szeroko i zaciska swój uścisk.
- Eli, to Madison, moja przyjaciółka, Madison, to Eli, moja dawna znajoma - przedstawia nam siebie nawzajem. Przybieram twarz suki, którą Claire uwielbia i nieznacznie kiwam głową.
- Wiesz, że cię zgubiłam? - staram się mówić spokojnie, ale widząc Shawna w ogóle nie przejętego tą sytuacją, mam ochotę zdzielić go patelnią.
- Wiem, przepraszam, chciałem iść cię poszukać, ale wtedy Elizabeth - słysząc, że Eli to tylko zdrobnienie jej imienia, podnoszę wysoko brwi i mierzę ją wzrokiem oraz puszczam rękę Shawna - mnie zaczepiła. Miałem właśnie powiedzieć, że muszę cię znaleźć, ale właśnie przyszłaś. Była moją sąsiadką w Toronto, a kilka lat temu przeprowadziła się do Nowego Yorku.
Eli, jak nazwał ją Shawn, jest niską, czarnowłosą dziewczyną. Ma lekką opaleniznę, mocny makijaż oraz - jak na to miejsce przystało - odsłonięty dekolt, a spodenki ledwo zasłaniają jej tyłek.
- No, to ciekawych sąsiadów musiałeś mieć - warczę. Wiem, że nie mam powodów do zazdrości, ale jednak... Nie podoba mi się to, że ją spotkał. Do tego w takim miejscu. A może z nią też się umawiał? Może lubi takie dziewczyny, jak my? To znaczy, okej, ja nie zachowuję się jak dziwka, a ona - zapewne tak, ponieważ chodzą o niej plotki, ale nigdy nie zwracałam na nie większej uwagi. Shawn próbuje chwycić moją rękę, ale wyrywam ją i uśmiecham się słodko - w takim razie nie będę wam przeszkadzać, będę przy naszym stoliku - mówię i idę w stronę znajomych, ale jeszcze na chwilę odwracam się w stronę Shawna - nie próbuj za mną iść - warczę i dodaję ciche proszę. Kiwa głową ze zrozumieniem, ponieważ wie, że czasami wolę pobyć sama lub porozmawiać z Claire. Tak jak się spodziewałam, Claire siedzi z jakimś chłopakiem, ale pstrykam palcami i Claire patrzy w moje oczy. Chyba widzi, że potrzebuję rozmowy, bo wypędza chłopaka.
- Ych, niech to będzie coś ważnego, bo niezła z niego partia - patrzy jak odchodzi i oblizuje usta - no, ale jak nie ten, to następny. Chłopaki - kieruje te słowa do Jasona, Micheala i Toma, który siedzi naburmuszony - polejcie Madison trochę wódki - gdy wykonują polecenie, podaje mi kieliszek, a ja na jeden raz wypijam wszystko i popijam colą - zgaduję, że chodzi o Shawna, bo nigdzie go nie widzę?
- Tak. Nie. Kurwa. Jestem taka zazdrosna, wkurwia mnie to - mówię i pocieram rękoma twarz - spotkał swoją starą znajomą. A jeśli on z nią wcześniej flirtował? Spójrz, skoro ja mu się podobam, to może ona mu też się kiedyś podobała?
- Nooo i? - mówi i robi dziwne miny. Szturcham ją w ramię, a ona odpowiada mi śmiechem - dziewczyno, proszę cię. Tyle, ilu ty znasz tutaj chłopaków, ile czasu spędzasz z nami - patrzy się na chłopaków, którzy przysłuchują się z zaciekawieniem, więc posyła im morderczy wzrok, dzięki któremu znowu zajmują się jaraniem trawki - on nigdy nie spędził pewnie z dziewczynami. Jakoś on tobie nie robi jakiś scen zazdrości. A skoro aż tak cię to boli, to czemu pozwoliłaś mu zostać sam na sam z tą dziewczyną?
- Bo chcę wiedzieć co on zrobi. Jeśli mnie zdradzi, to... - nie dokańczam, bo Claire mi przerywa.
- A ty zawsze o tym - mówi i naśladuje mój głos - jeśli mnie zdradzi, jeśli to, jeśli tamto. Dziewczyno, ocknij się! Po pierwsze, niby jak się dowiesz, że cię zdradził, po drugie, może trochę zaufania?
- Na pewno ktoś by mi powiedział.
- Przestań o tym myśleć, bo może jeszcze to się stanie - mówi, a z głośników leci właśnie Wannabe Sipce Girls. Claire zaczynają się świecić oczy z podekscytowania - proszę, proszę, prooooszę! - mówi i zaczyna skakać na kanapie.
Przewracam oczami i dziękuję w myślach Claire, że jest dla mnie zawsze... oparciem? A do tego jej szybka ekscytacja pozwala mi często zapomnieć o problemach i przejmuję wtedy jej szczęśliwy humor. Chwytam ją za rękę i idziemy pod głośniki, tam, gdzie jest miejsce do tańczenia. Zanim tam dochodzimy, utwór się zmienia, ale prosimy kolesia, który zajmuje się puszczaniem muzyki o tą samą piosenkę. Zaczynamy tańczyć, a za chwilę podchodzą do nas zjarani faceci, na oko dwudziesto-kilku letni.
- Hej małe, zatańczycie z nami? - mówi, a ja podnoszę wysoko brwi. Nie są brzydcy. Są przystojni, ale nigdy nie tańczyłam z nikim obcym, bo raczej ich tańce polegają na ocieraniu się wzajemnie, a nie na krokach.
- Jasne! - piszczy Claire i chwyta chłopaka, który zadał to pytanie. Posyła mi ostrzegawcze spojrzenie, jakby chciała przekazać, że nie ma odwrotu. Przewracam oczami i przekrzykuję muzykę.
- Żadnego ocierania, macania lub dotykania - mówię do chłopaka - zrozumiano?
- Jasne - powtarza słowa Claire, ale widzę, że jest szczerze rozbawiony moją wypowiedzią. Zaczyna tańczyć wraz ze mną, nie dotykając mnie - Bay.
- Madison - odpowiadam, bo chyba właśnie mi się przedstawił. Przyglądam mu się uważnie. Ma delikatny zarost, blond włosy i trochę przypomina mi Ryana, ale szybko wymazuję ten obraz z głowy. Widzę, że Baya coś bawi - bawi cię to? - pytam, może trochę za ostro, ale Bay zanosi się głośnym śmiechem, przez co sama zaczynam chichotać. Może to przez wódkę jestem otwarta bardziej niż zwykle, chociaż wcale jej tak dużo nie wypiłam.  Gdy piosenka dobiega końca, dziękuję mu za taniec, jeśli w ogóle poruszanie się w nietakt można tak nazwać. Informuję Claire o tym, że wracam na swoje miejsce i idę do stolika. Nie ma tam nadal Shawna, ale nie obawiam się o to, ponieważ minęło około piętnastu minut.
- Możemy porozmawiać? - mówi Tom.
- Jasne - odpowiadam i wygodnie usadawiam się na kanapie.
- Nie tutaj, chodź do pokoju - nie chodzi o pokój u góry, tylko tam, gdzie odbyła się moja rozmowa z Ryanem na temat mojej czystości. Kiwam głową i udaję się w tamtą stronę. 
 Kiedy znajduję się w tym pokoju, siadam wygodnie na krześle, podczas gdy Tom wygania jakąś parę obściskującą się i napomina, że w razie czego są pokoje u góry, a następnie siada naprzeciwko mnie. Tak naprawdę tego nie można nazwać pokojem, bardziej pomieszczeniem, ponieważ nie ma tu żadnych drzwi, a tylko framuga oddziela tą salkę od innych, do tego znajduje się daleko od głośników, więc można normalnie porozmawiać.
- Nie wytrzymam już tak dłużej - odzywa się po chwili.
- Ale jak? - pytam się lekko zdziwiona.
- Z tym ukrywaniem się - wali pięściami w stół i wstaje zdenerwowany, a ja lekko się wzdrygam. Nigdy nie był taki nerwowy - nie dam rady, rozumiesz, kurwa?
- Nie do końca rozumiem? - marszczę brwi.
- Nie chcę być twoją tajemnicą! - krzyczy.
- Przecież nią nie jesteś - odpowiadam, trochę ciszej niż przypuszczałam.  Trochę się go przestraszyłam.
- Kocham cię, kurwa mać. Zawsze z tobą byłem, jestem i będę. Ale nie mogę stać ciągle na uboczu! - ciągle chodzi zdenerwowany po pomieszczeniu, przez co wstaję i chwytam jego rękę.
- Też cię kocham. Jesteś dla mnie ważny i zawsze będziesz na pierwszym planie, hej - mówię cicho i chwytam jego twarz tak, że musi na mnie spojrzeć - kocham cię. Wiem, że zawsze ze mną będziesz - nigdy wcześniej nie mówiłam mu, że go kocham, ale zasłużył sobie, tak samo jak reszta ekipy, ale to właśnie on i Claire byli dla mnie największym oparciem.
Zanim zdążę zareagować, Tom łączy nasze usta w pocałunku, przekładając na moje wargi wszystkie swoje emocje - czuję złość, miłość, ból i smutek.  Przerywam ten pocałunek trochę niepewnie.
- Co to było? - pytam się zdezorientowana. Słyszę lekki huk pięści o ścianę. Odwracam się w stronę wejścia i widzę Shawna. Kurwa. Mać. Widział, jak całuję się z Tomem, a do tego ta rozmowa... wyglądała, jakbym potajemnie umawiała się z Tomem. Shawn znika za drzwiami i widzę, że jest nieźle wkurzony, ale Tom jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na niego. Mam ochotę się rozpłakać i zaczynam biec w stronę wyjścia z pomieszczenia, ale następne słowa Toma powodują, że nie mogę się ruszyć.
- Kocham cię, kurwa mać, jak dziewczynę, a nie jak pierdoloną przyjaciółkę!
***

Przepraszam za moją długą nieobecność. Postaram się to nadrobić, nie mogę się w żaden sposób wyjaśnić. Mam nadzieję jednak, że nadal będziecie czytać bloga z zainteresowaniem. xoxo

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 8

Kurwa mać.  Dlaczego zawsze ja? Ledwo co rozumiem adres na którym mieści się ten budynek, ale mam nadzieję, że... no właśnie. Rozłączam się i zaczynam mówić do Shawna.
- Muszę iść - mówię cicho i przedzieram się przez tłum, który znajduje się w głównej sali, ponieważ bardzo szybko ruszyłam. Ciągle płaczę. To wszystko mnie przerasta. Czuję, że ktoś za mną idzie i jestem przekonana, że to Shawn. Kilka razy zostaję odepchnięta przez ludzi, ponieważ w ogóle nie zwracają na mnie uwagi i idą jak chcą. Wychodzę z budynku i słyszę głos Shawna. Zatrzymuję się i odwracam w jego stronę.
- Co się stało? - pyta - odwiozę cię, chodź do mojego samochodu.
- ZOSTAW MNIE! - wrzeszczę - NIE WIDZISZ, ŻE TO WSZYSTKO PRZEZE MNIE? - wznoszę sfrustrowana ręce do góry i jeszcze bardziej płaczę oraz już przyciszam głos - Ryan chce popełnić samobójstwo. Boże - zakrywam rękoma moją twarz i czuję jak Shawn chwyta mnie za rękę i ciągnie za sobą.
- Nie możemy tak stać. I przestań obwiniać siebie - mówi zdecydowanie i wyraźnie. Wyrywam rękę z uścisku.
- Już wiesz, dlaczego cię unikałam? - pytam - to wszystko co się z nim dzieje to moja wina. Nie chciałam cię w to mieszać, a oczywiście to się nie udało. Nic mi się nie udaje, spójrz na to co się stało niedawno.
- Przestań - odpowiada i ponownie chwyta mnie za rękę, a ja się nie opieram - pytałem się o adres, a nie o to, czy chcesz mnie w to mieszać czy nie.
Idę za nim i wsiadam do jego samochodu. Szybko podaję adres, a Shawn rusza.
- Wiesz w ogóle gdzie to? - połykam gulę, która stanęła mi w gardle. Mam nadzieję, że zrozumiał o co pytam, ponieważ głos mi się łamał za każdym razem, kiedy uświadamiałam sobie co się dzieje.
- Tak, powinniśmy być za dziesięć minut, postaram się jechać szybciej - mówiąc to, chwyta moją rękę, która leży na podparciu, a za chwilę ją puszcza.
Gdy dojeżdżamy na miejsce, szybko wyskakuję z auta i udaję się w stronę budynku. Gdy próbuję wejść do góry, zatrzymuje mnie policjant.
- Nie może pani w tej chwili wejść, przepraszamy - mówi - mieszka tu pani?
- Niech pan mnie puści, jestem dziewczyną Ryana - cedzę i ledwo co przez gardło przechodzą mi te słowa, ponieważ pomimo, że nie był najlepszym chłopakiem, to jednak był moim dobrym kolegą. Policjant puszcza mnie wolno, a ja odwracam się do Shawna, który znajduje się za mną - nie idź ze mną. Gdy ciebie zobaczy, wolę nie myśleć.... - Shawn jedynie kiwa głową i pokazuje, że będzie tu na mnie czekał.
Nie czekam dłużej. Szybko biegnę do windy i wybieram przycisk na dziesiąte piętro. Dużo lokatorów wychodzi ze swoich mieszkań zobaczyć co się dzieje, ale policja próbuje ich zatrzymać. Że musiał wybrać sobie budynek mieszkalny... Winda się zatrzymuje, a dla mnie minęło dziesięć tysięcy godzin od kiedy wsiadłam do niej, ale zapewne trwało z dwadzieścia, trzydzieści sekund. Wchodzę po drabinie na dach i widzę dużo policji oraz Claire. Ta szybko podbiega do mnie.
- Panie komisarzu, to właśnie ta Madison - łka - Ryan jest tam - pokazuje i widzę postać, która stoi za barierką i wychyla się - nikomu nie pozwala podejść, mówi, że chce z tobą porozmawiać.
Kiwam głową i biorę głęboki oddech. Idę powoli w jego stronę i widzę, że Ryan mnie zauważył. Nigdy nie byłam dobra w rozmowach, a szczególnie z przyszłymi samobójcami. Dobra, nigdy nie miałam styczności z samobójcami i mam nadzieję, że on też nim nie będzie.
- Madison - mówi, a moje serce pęka na milion kawałeczków pod wpływem bólu, który widzę w jego oczach - Madison...
- Ryan, cicho, już jestem - podchodzę bliżej i bliżej.
- Nie podchodź - warczy - powiedz, czy ty kiedykolwiek mnie kochałaś?
- Jasne, że tak - mówię i krzywię się, bo wiem, że nie zabrzmiało to prawdziwie.
- Łżesz - cedzi - dlaczego? Dlaczego mnie nie kochasz?
- Pokoochałam ciebie nieagresywnego. Było go tak mało, że moja miłość nie mogła być wielka i aż tak bardzo widoczna.
- Dałem ci wszystko - mówi i patrzy na mnie złowrogo. Tak bardzo to boli - a jak skończę? Skacząc z dachu, bo nie potrafiłaś docenić tego co robiłem.
- Nie potrafiłeś... - zatrzymuję się, bo wiem, że jedno słowo za dużo, a skoczy, więc zmieniam taktykę i próbuję opanowywać łzy - widzisz? Płaczę, bo tak cholernie się o ciebie boję. Wiesz ilu ludzi teraz ryczy, bo tu jesteś? Obiecuję, że jeśli nie skoczysz, możemy wszystko naprawić. Jesteś dla mnie ważny. Potrafię ci wszystko wybaczyć, wybacz mi to, że ciebie nie doceniałam.
- Wróciłabyś do mnie? - pyta się i widzę, że jego oczy zaczynają świecić.
- Wróciłabym - mówię i robię powolne ruchy w jego stronę - zrobię wszystko, żebyśmy mogli być razem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Proszę, przytul mnie  - szepczę i czekam na jego reakcję. Rozgląda się wokół i przekłada jedną nogę przez barierkę, a następnie drugą. Łkam i biegnę by go przytulić. Mocno mnie obejmuje.
Czuję, jak ktoś mnie od niego odrywa i patrzę jak policja chwyta i zakuwa go w kajdanki.  Nie wytrzymuję i zasłaniam ręką usta, by nikt nie usłyszał mojego łkania. Upadam na kolana i czuję, że ktoś mnie obejmuje.
- Ciii, już dobrze - Claire upada koło mnie i delikatnie mnie przytula. Zanurzam się w jej dekolt i zaczynam głośno płakać - dobra robota. Wiesz, podobno będziemy mieli wszyscy spokój. Prawdopodobnie będzie umieszczony w ośrodku psychiatrycznym. To on jest chory. To nie jest twoja wina, proszę, nie obwiniaj się - chwyta mój podróbek w rękę i patrzy na moją reakcję. Delikatnie kiwam głową i przytulam ją mocno - chodź, policja cię przesłucha i pojedziemy do ciebie i obejrzymy jakiś super film - szepcze mi do ucha. Posłusznie idę za nią.
    Przesłuchanie trwało około dwudziestu minut, na szczęście nie targali mnie nigdzie i na żadne badania do szpitala, bo w karetce mnie przebadali i tylko zapytali, czy potrzebuję konsultacji z lekarzem. Odmawiam, ponieważ czuję, że dam radę. Zniosłam wszystko to co się działo wcześniej to dam radę i teraz. Gdy wychodzę z karetki, Claire ciągle przy mnie jest i kierujemy się w stronę samochodu Shawna. Shawn czeka na nas zaraz przy taśmach ostrzegawczych, które zresztą policja zwija. Podchodzi do mnie i mocno przytula, a ja odwzajemniam uścisk.
- Odwieziesz nas do niej? - pyta się Claire. Shawn mnie puszcza i kiwa głową. Siadam na tylne siedzenia samochodu z Claire.
- To już koniec - szepczę. Kieruję te słowa do Shawna i na szczęście zrozumiał co powiedziałam.
- Wszystko będzie dobrze - mówi i włącza radio bym się odrobinę rozluźniła. Gdy znajdujemy się pod moim blokiem, wychodzę z samochodu i okrążam samochód, by znaleźć się przy drzwiach kierowcy. Czekam aż Shawn wyjdzie, a gdy to robi, przytulam go mocno i krótko.
- Dziękuję za wszystko i przepraszam.
Zanim zdąży coś odpowiedzieć, szybko idę po schodach i za chwilę dogania mnie Claire.
- Kochanie - mówi przyciszonym głosem - nie wiem czy to dobry pomysł, żebym....
- Przestań. Gdyby nie ty to bym wpadła w depresję, gówno mnie obchodzi moja matka. I proszę, nie przejmuj się nią.
Wchodzimy do mieszkania i słyszę głos matki z salonu, a za chwilę zjawia się tuż przede mną.
- Miałaś zostać na spotkaniu! Na pewno jeszcze się nie skoń... - spogląda za mnie i mierzy wzrokiem Claire - a co tu to dziwadło robi u nas w domu?!
- Nazywam się Claire - moja przyjaciółka mówi głośno i wyraźnie, aż tata przychodzi do przedpokoju - nie jestem żadnym dziwadłem. O mało co nie zdarzyła się tragedia związana z naszym chorym przyjacielem, ale oczywiście pani nie jest tym zainteresowana - podaje rękę mojemu tacie - Claire. Możemy udać się już do pokoju Madison? Jakby pan byłby miły przygotować dla niej coś ciepłego do picia i jedzenia, ja też chętnie zjem - mówiąc to, mam ochotę zachichotać. Nawet w takim momencie potrafi coś zjeść. Nie czekając na reakcję rodziców, ciągnie mnie do mojego pokoju i zamyka za nami drzwi, ale jeszcze na chwilę wychyla głowę i krzyczy do mojego taty - proszę pana, niech pan zapuka dziesięć razy do drzwi, bo zamykamy je na klucz. Proszę się o nic nie martwić, sytuacja jest stabilna - a następnie przekręca zamek w drzwiach i udaje się do mojej łazienki.
- Chcesz się wykąpać? - pytam i marszczę czoło, ponieważ słyszę lejący się strumień wody.
- Gdzie masz olejek eteryczny? - nie odpowiada na moje pytanie.
- W szafce nad umywalką po lewej stronie u góry.
Po chwili wychodzi z łazienki i zaprasza mnie gestem do łazienki. Wchodzę i uśmiecham się pod nosem, bo przepięknie pachnie wanilią, a na wannie poustawiała świeczki. Słyszę pukanie, ale Claire mnie wyprzedza. Ponownie wchodzi do łazienki, ale z tacą na której są sandwiche i dwa kubki gorącej czekolady. W myślach dziękuję ojcu za to, że przynajmniej on rozumie. Wyciągam piżamę z szafki pod umywalką i patrzę się pytająco na Claire.
- Boże, widziałam twój tyłek nago tyle razy, że naprawdę. Spokojnie, nie będę patrzyć tak często - chichocze i usadawia się na kiblu. Rozbieram się i szybko wchodzę do gorącej wody w wannie i chowam się za pianą. Jest tak cudownie, olejek robi swoje, a piana oraz świeczki jeszcze bardziej mnie relaksują. Czuję, że moje mięśnie dziękują Claire za tą kąpiel, zresztą, ja też. Podaje mi sandwicha i czekoladę. Dziękuje jej skinieniem głowy.
- Myślisz, coś ciekawego leci w telewizji? Bo jeśli nie, to musimy wziąć twojego laptopa. W sumie obejrzałabym Shreka. Albo Epokę Lodowcową. O, obejrzyjmy ją, proszę, proszę!
- Okej - odpowiadam i chichoczę. Naprawdę się relaksuję. Przez cały ten czas kiedy siedzę w wannie, a nawet kiedy wychodzę, Claire gada. Zrozumiałam, że Ryan jest po prostu chory. Już nie będzie dla mnie stwarzał zagrożenia.
                                                                              ***
- Boże, czy ona musi tak nudzić - szepcze mi Tom do ucha, a ja zaczynam chichotać. Pani Leons odwraca się w moją stronę.
- Vallence, chcesz zrobić ten przykład przy tablicy? Chodź - mówi i pokazuje ręką, żebym wzięła od niej kredę. Biorę i rozwiązuję równanie. Jestem przekonana, że jest dobrze. Gorzej, gdyby wzięła Toma do tablicy - dobra, tym razem ci się upiekło. Jeszcze raz będziecie rozmawiać,a wpiszę uwagę.
Mam ochotę się zaśmiać, ale drzwi od sali się otwierają i widzę naszego wychowawcę. Nie mieliśmy dzisiaj z nim zajęć, ponieważ uczy nas wychowania fizycznego, a w środy nie mamy tych zajęć.
- Witam - mówi - czy Madison może usiąść? - pyta pani Leons, a ona tylko kiwa głową i sama usadawia się na swoim krześle - mam nadzieję, że pamiętacie, że dzisiaj mamy noc w szkole. Nie zapomnijcie przynieś przekąsek i jeśli chcecie, możecie zabrać różne gry, instrumenty muzyczne. Wszyscy niech zjawią się około dwudziestej dwadzieścia.
 Claire klaska w dłonie. Sama jestem bardzo zadowolona, ponieważ w ogóle o tym zapomniałam, a cała nasza ekipa zawsze przychodzi. Przebieramy się w piżamy i ogólnie spędzamy całą noc ze sobą. Zawsze łączymy to z innymi klasami, dlatego Jason i Michael mogą z nami uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Pan Delic wychodzi, a w klasie nareszcie rozbrzmiewa dzwonek oznaczający koniec naszych lekcji. W szkole mamy coś takiego, że raz w semestrze możemy zrobić sobie dzień wolny, ale jako,że trzeba jakoś to odrobić, po prostu robimy noc w szkole - zabawy, gry, filmy.
                                                                           ***
    Biegnę i mocno przytulam Jasona.
- Nie za dużo tej miłości? - pyta i się śmieje oraz odwzajemnia uścisk.
Odsuwam się od niego i szturcham go w ramię. Claire podchodzi Jasona od tylu i rzuca się mu na plecy, na co przerażony prawie poleciał do przodu. Wszyscy jesteśmy już w piżamach i idziemy w stronę sali. Oczywiście ubraliśmy piżamy na zwykłe ubrania, bo najprawdopodobniej pójdziemy później pograć w coś na zewnątrz. Udostępnili nam boisko szkolne, salę gimnastyczną, łazienki oraz największą salę do fitnessu gdzie jest rzutnik i bardzo dużo puf. Jest naprawdę ogromna, a po prawej stronie są lustra, ma około trzydziestu, trzydzieści pięć metrów kwadratowych.  W sali jest około czterdziestu osób, jak widać około dziesięciu osób nie przyszło, ale Lily się zjawiła i siedzi koło Shawna, a jakże inaczej. Przewracam oczami i idę zająć miejsca na pufach, gdy Tom podbiega i przerzuca mnie przez ramię. Piszczę i chichoczę, a kiedy nadal mnie nie puszcza, biję go pięściami po tyłku, bo tylko tam dosięgam. Kocham ich wszystkich, bo potrafią mnie bardzo rozweselić, a takie wspólne nocki bez palenia i picia są jeszcze lepsze niż te z alkoholem i narkotykami oraz papierosami. Rzuca mnie na miękką pufę i zaraz Claire, Jason, Michael, a później Tom rzucają się na mnie i nie mogę oddychać.
- Wystarczy już - śmieje się pan Delic, ale mówi zdecydowanym tonem. Jest naprawdę w porządku nauczycielem i nie ma jakiś idiotycznych zakazów by siedzieć spokojnie przez cały czas - no, to może ktoś zacznie nasz mini konkurs talentów? - pyta, a zaraz Mary podnosi rękę.
Przewracam oczami. Mary chodzi do klasy z Michaelem. To jebana kujonka, tyle, że bardzo przemądrzała i myśląca, że jest fajna. Otóż, nie. Jest szczupła, okej. Ma czarne włosy do ramion. Nie wygląda zbyt ładnie, ale uważa, że jednak tak.
- To miał być konkurs talentów, Mary - mówię złośliwie,a ona tylko posyła morderczy wzrok. Wygodnie się usadawiam i opieram o Claire, a ta głaszcze moją głowę.
Mary wychodzi na środek sali i zaczyna śpiewać. Moim zdaniem okropnie, ale nie wszyscy muszą mieć talent, prawda? Jeszcze kilka osób prezentuje swoje talenty w postaci śpiewania, grania, tańczenia, różnych wygibasów, aż w końcu na środek wychodzi Shawn z gitarą.
- Chciałbym nadmienić, że  zbyt dużego talentu nie mam więc najlepiej zatkajcie sobie uszy - dziewczyny zaczynają chichotać więc mam ochotę przewrócić oczami, ale gdy słyszę chichot Mary podnoszę brwi do góry.
Zaczyna śpiewać i grać piosenkę Skinny Love. Osobiście podobało mi się to, ale zostaję niewzruszona. Wszyscy biją brawa, bo naprawdę było bardzo dobrze. Na środek wychodzi Mary.
- Cisza! - krzyczy tym swoim przesłodzonym głosem - może tak ja i Shawn stworzymy duet? Ja coś zaśpiewam, a ty coś zagrasz, co? - pyta się i chichocze.
- No jasne - mówi - co potrafisz zaśpiewać?
- Nic - odpowiadam zamiast niej - ona potrafi być tylko... - nie dokończam, bo Tom zatyka swoją ręką moje usta, a drugą ręką pokazuje by kontynuowała.
- Summertime Sadness Lany - odpowiada, a wcześniej rzuca mi ostre spojrzenie. Dobra, według niej ostre, bo według mnie ani trochę.
- Jasne - mówi i zaczyna grać. Mi serce staje w miejscu, ponieważ przypomina mi to wieczór, który zmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Chwytam rękę Claire i ją gładzę, a Tom zabiera swoją rękę z mojej twarzy.  Ich duet stanowi raczej marną parę, ale nie udzielam się. Po prostu śpiew Mary wszystko zepsuł. Pan Delic decyduje, że mamy dziesięć minut przerwy, bo musi zadecydować kto wygra. Prawie wszyscy wychodzą z sali, tak samo my. Idziemy w stronę schodów, a ja na chwilę staję.
- Poczekajcie, muszę iść na chwilę do łazienki - mówię i kieruję się teraz w stronę toalet. Trochę mnie przycisnęło więc muszę skorzystać z kibelka i to jak najszybciej.
Wchodzę do ubikacji i po chwili wychodzę i myję ręce. Gdy idę do reszty, staję przy ścianie i słyszę rozmowę Mary i Shawna. Na szczęście mnie nie widzą.
- Wiesz ile ona złych rzeczy o tobie gada? - pyta Mary, a ja zamieram. Domyślam się, o kim to - takie plotki, że...
- Proszę cię - mówi - pozwól, że sam ocenię Madison - czyli jednak miałam rację.
- Ja ci tylko dobrze radzę. Każdego chłopaka wykorzystywała do wiadomych celów, a później udawała cnotkę niewydymkę. Jest okropna! A później jeszcze się nad nimi znęcała psychicznie i fizycznie!
Tego było za wiele.  Wychodzę zza ściany i podchodzę do niej, zostawiając małą przestrzeń.
- Po pierwsze - spluwam - nie jestem szmatą, w przeciwieństwie do ciebie. Po drugie, gówno cię powinno obchodzić to co robię i z kim w łóżku - udaję zamyśloną - no tak, ty nie masz życia - kiwam głową na potwierdzenie własnych słów i zaczynam chichotać - przykro mi, że tak bardzo cię to zainteresuje.
- N-niech on po-powtórzy to co mi po-powiedział! - jąka się, mówi głośno, prawie, że aż krzyczy.
- Nic nie mówiłem. Mówiłem tylko, że.... - nie zdąża zakończyć, bo Mary rzuca mu się na szyję i zaczyna go całować.
                                                                     ***

Hej, chciałabym Wam tak bardzo podziękować za 9 komentarzy pod rozdziałem. Jestem tak bardzo szczęśliwa i od razu chciałam napisać rozdział! Wiem, że trochę późno je dodaję, ale najlepszą wenę mam właśnie nocą oraz dysponuję dużą ilością czasu. Jesteście cudowni, a do tego przez te dwa dni doszło około stu wyświetleń! Jesteście najlepsi! Jak zawsze proszę

Czytasz = komentujesz!